Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 12 marca 2017

11/12.03.2017 - Pilica - Białobrzegi - Mniszew - 45km.

Wreszcie, wreszcie, wreszcie...pięć miesięcy nie pływałem kajakiem. Przeciwności losu, choroby, tym razem udało się pokonać, choć nie wszystko zagrało na 100%. Koledzy nie mogli płynąć, a ja mogłem i chciałem tak bardzo, że zdecydowałem się na samotny, dwudniowy spływ z biwakiem. Do Białobrzeg zawiózł mnie Dominik (dzięki) i mimo moich obaw udało nam się dojechać do rzeki. Powylewała dość mocno, ale skrawek z którego dało się ruszyć został. Żegnam się z Dominikiem i olśnienie...torba z jedzeniem została w domu! Szlag! Boczek, cebulka, kiełbasa, jaja na twardo...miała być uczta...aparat...oczywiście w torbie z jedzeniem! Domin ratuje mnie z opresji i na szybko robi mi zakupy. Wreszcie ruszam o 11:30 na spokojnie, bez ganianki. To taki spływ rozruchowy. Planuję nocleg w okolicach Białej Góry.

Iiiiiiiicha! Czołg na wodzie!


Widać, że mam radochę, nie? :)


Pilica wypełniona po brzegi. Można płynąć środkiem. Latem tego nie uświadczy.


Mam pewne obawy przed samotnym noclegiem. Właściwie to pierwszy raz będę spał gdzieś, jeszcze nie wiem gdzie, bez towarzystwa. Ale...sprzętowo jestem w zasadzie przygotowany. Ognisko rozpalę choćby padało, a jak wiadomo ognisko to podstawa. Będzie doooobrze.
Przepływam przez Brzeźce. Tu moi koledzy prowadzą wypożyczalnię kajaków i pole biwakowe. Mam przeciek, że będą też domki! Jeśli nie wiecie co zrobić z wolnym czasem, lub po prostu nie macie pomysłu na weekend, to z czystym sumieniem polecam Wam kajaczek.pl Zbliża się weekend majowy i pole biwakowe zacznie działać. Szczegóły tu.


Mijam Białą Górę i zaraz na prawym brzegu jest zrobiony szałas. Widziałem go już kilkakrotnie, ale przy niskim stanie wody wyjście na ląd nie jest zachęcające. Tym razem jest inaczej. Postanawiam obejrzeć to miejsce i jak mi się spodoba zostać. Noooooo. Pełen wypas. Drzewa w bród, cicho, spokojnie i nad samiuśkim brzegiem rzeki. Idealnie. Zostaję. Co prawda mam odczucie jakbym się pchał z butami do cudzego domu, ale w razie jak nadejdzie właściciel to się pomieścimy, a ja w podziękowaniu poczęstuję browarem.  



Przepłynąłem 19 km.. Jest godzina 15:00. Przede mną sporo zajęć. Trzeba przebrać się z ciuchów kajakowych, nazbierać opału, rozbić namiot i przede wszystkim wreszcie coś zjeść i się napić. Wystartowałem z domu o dwóch kanapeczkach i do tej pory o suchym pysku.


Ognisko już płonie. Teraz kilka fotek miejscówki:





W domu zostały ugotowane na twardo jajka. Niby bez problemu mógłbym ugotować, bo Dominik zaopatrzył mnie w ten produkt, ale postanawiam zrobić tak jak uczył mnie Sikor czyli ugotować jajco w ognisku :)


Gdybyście chcieli tak ugotować jajo, to należy w nim zrobić dziurkę przed włożeniem w żar i bardzo często nakłuwać zaostrzonym patykiem, bo inaczej jajo zachowa się tak jak w mikrofalówce, czyli eksploduje ;)

Namiocik ustawiłem częściowo pod wiatką. Prognozy pogody były mało zachęcające, ale jednak obeszło się dziś bez deszczu.


Około godz. 22-giej zmykam do namiotu. Czas spać.

Nocka minęła spokojnie. Bez deszczu. Wstaję dość wcześnie. O 6-tej jestem na nogach. Rozpalam ognisko, kawa i przygotowuję śniadanko. Później zwijanie gratów, zapakowanie wszystkiego do kajaka łącznie ze śmieciami! Nie zapominajmy o tym. Tym bardziej jak korzystamy z czyjejś miejscówki, tak jak ja. Był zachowany względny porządek i tak też pozostawiłem to miejsce. Szkoda, że nie mam w nawyku zabierania ze sobą ołówka i karteczek. Zostawił bym właścicielowi tego miejsca wiadomość z podziękowaniem. No cóż, może następnym razem. Przez chwilę postraszył mnie niewielki deszczyk, ale całe szczęście nie rozpadało się na dobre. Jest pochmurno i trochę wieje, ale...w gorszych warunkach się pływało.
Na wodzie jestem o 8:30. Do Warki mam 10 km., do Mniszewa 26.
Przed godz. 10-tą jestem pod Warką.



Waham się czy tu nie zakończyć spływu, ale w porę zadzwonił do mnie Orzech i zmotywował do dalszego płynięcia. A pewnie!, ponad pół roku nie widziałem tego odcinka rzeki, więc nie zaszkodzi się rozejrzeć po swego czasu bardzo dobrze mi znanym rejonie. No to cyk Walenty, jeszcze 16-tak.
Nie żałuję. Przy takim stanie wody płynie się wyśmienicie. Jeszcze trochę czasu i zacznie się szukanie nurtu i lawirowanie między łachami.


Jakieś 7 km. przed metą wysiadam z kajaka, bo już mnie bolą cztery litery. A co się będę zabijał? Miało być lajtowo, będzie lajtowo. Przerwa na parę machów elektryka i ruszam dalej. Zdziwiłem się, że nie spotkałem na swej drodze łabędzi, które na ogół widuję w tej okolicy. Myślę, że mogą przebywać na starorzeczu. Jest dużo wody, więc pewnie tam buszują. O godz. 12:10 dopływam do Mniszewa.



 Jestem przed czasem. O 12:30 jestem umówiony z żoną, która ma mnie odebrać. Przebieram się i jeszcze kilka fotek z mety spływu.





Miało być i było fajnie!








8 komentarzy:

  1. super przygoda :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. sezon rozpoczęty :) super

    OdpowiedzUsuń
  3. No Jacuś - pierwszy samodzielny biwak.
    Teraz już śmiało możesz ze mną iść na poligon :):):)
    fajnie spędzony czas - "zazdraszczam" :):):)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zobacz sobie kamizelka ratunkowa. Myslę, że może wam sie przydać podczas wycieczek nad wodę. My mamy w planach spływ kajakowy w przyszłym roku i zamówiliśmy już kajaki i kamizelki ratunkowe. To będzie nasz pierwszy spływ, ale myslę, ze na jednym się nie skończy.

    OdpowiedzUsuń