W październiku krucho u mnie z czasem, ale grzech było nie znaleźć jednego dnia by popływać z siostrą. Siostra przyleciała zza oceanu, a więc miałem dodatkową motywację, by pokazać jej piękno przyrody z perspektywy rzeki. Wybór mógł być tylko jeden. Pilica. Najbliżej, najłatwiej i bardzo pięknie. Wybrałem spokojny odcinek z Warki do Mniszewa.
Oddaję w kasi ręce C14, sam dosiadam Canyona i spokojnie ruszamy z Warki.
Pogoda jak na zamówienie. Październikowe słońce przygrzewało, jeszcze dużo zieleni i tylko gdzie nie gdzie pojawiające się oznaki jesieni. Poziom wody jak na lekarstwo, ale w sumie daje się płynąć bez większych kłopotów. Szukam nurtu i tylko raz lekko wchodzimy w łachę. Było płytko po całej szerokości rzeki.
Kasia dobrze radzi sobie w kajaku. Nie muszę jej cały czas mieć na oku.
Płyniemy relakasacyjnie, bez pośpiechu.
Na tym odcinku Pilicy jest miejsce gdzie za każdym razem widuję łabędzie. Bardzo chciałem, żeby i tym razem tam były. Jednak przez dłuższą chwilę ich nie widzę.
Na mniej więcej wysokości miejscowości Pilica robimy sobie krótką przerwę na kanapkę, a kolejną przy piaszczystej plaży - 5 km. przed metą.
Po paru minutach ruszamy dalej i ...!
Są! Nie zawiodły mnie!
Cała rodzinka!
Świetnie, że nie uciekły i dały się sfotografować.
Ostatnie kilkanaście minut spływu i naszym oczom ukazuje się most w Mniszewie za którym kończymy naszą wycieczkę.
Dziękuję Kasiu za wspaniale spędzony dzień i mam nadzieję, że powtórzymy spływ przy następnej Twojej wizycie.