Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 7 maja 2015

30.04 - 3.05.2015 - Kajakowy Szlak Konwaliowy ~ 40 km.

Na maj 2014r. był umówiony wyjazd w celu odwiedzenia Darka (ManaTa), spłynięcia Kajakowego Szlaku Konwaliowego i zobaczenia słynnej Wyspy Konwaliowej. 


 Wtedy nic z tego nie wyszło, bo podróż daleka i był kłopot z zebraniem ekipy. Podczas wakacyjnego spływu Wisłą wraz z ElTechami podjęliśmy decyzję i zobowiązanie, że w maju 2015 na mur - beton jedziemy, pod warunkiem, że nie na dwa dni, a na przedłużony weekend. Zapadła decyzja, że wyjeżdżamy w czwartek 30 kwietnia, a wracamy 3 maja. Darek sceptycznie podchodził do naszych deklaracji, że teraz to już na pewno przyjedziemy, co jeszcze bardziej motywowało nas do wyjazdu.
A więc jedziemy...

30 kwiecień 2015.

Od rana siedzę jak na szpilkach. Szpej w bagażniku, kajak na dachu, został jeszcze tylko zakup spożywki po drodze do Ząbek - do ElTecha. Wszystko idzie prawie gładko ... i docieramy z Qbowym do Leszka. Przepakowujemy graty i pływadła na dach samochodu Qbowego i jesteśmy wreszcie gotowi do pokonania 400 km. . 



Droga jak droga...raz lepiej, raz gorzej, w każdym razie cało, zdrowo, w doskonałych humorach 



i o znośnej porze jesteśmy na miejscu. Witają nas: Róża z ManaTem, córka ManaTa z mężem Tomkiem, wnuczką Polą i psem Rabą, Pointer, Sikor, silna ekipa Dęblińska z Basią i Darkiem na czele oraz Artur. Po nas dociera jeszcze ekipa z Zielonej Góry - znajomi ManaTa. Szybciutko rozstawiamy namioty i dołączamy do uczestników spływu biesiadujących przy ognisku. Wspomnienia ze spływów, opowieści, nocne Polaków rozmowy...spać kładziemy się późno.







1 maj 2015

Nad ranem budzi mnie stukanie kropelek deszczu o tropik namiotu. No cóż ... już widzę jak będą mnie lać pagajem, ponieważ niby to ja jestem odpowiedzialny za pogodę :). Nie słyszę ruchów, więc zamykam oczy i idę dalej spać. Powtórne przebudzenie i ufff...nie pada. Wstaję. Namiot dosycha, zjadam szybkie śniadanko i szykuję graty do wypłynięcia. 


 Nasze miejsce biwakowe żegna nas leciutką mżawką, ale później jest już tylko lepiej. Płyniemy!!!





To mój debiut na jeziorach. Płynie się inaczej niż rzeką z nurtem, ale widoki...buzi dać!!!
Dziś płyniemy jeziorami: Wieleńskim, Osłonińskim, Górskim, Olejnickim. Oglądamy słynną "Wyspę Konwaliową" - główny cel naszej podróży. 










Niedaleko z wyspą robimy przerwę przy plaży na posiłek i zamianę ubrań, bo pogoda mocno się poprawiła. 



 Tu poznaję forumowego kolegę Oktxx-a. Nie wiadomo skąd, którędy i dokąd płynął. Raz był, raz go nie było, żeby za chwilę znów był :) Śmiesznie. Przesympatyczny gość. Po przerwie kolejne jezioro: Przemęckie, później Boszkowskie, Małe i Wielkie. Jeziora są połączone kanałami. Jedne ładne, drugie mniej ładne z małą ilością wody i specyficznym zapachu. Nie ma to dla mnie większego znaczenia w tak zacnym towarzystwie. Czas spędzony na wodzie z tymi ludźmi powoduje to, że nie przejmuję się takimi pierdołami jak zapach kanału. 







Na brzegu jeziora Wielkiego ORGANIZATOR załatwił nam tak wspaniałe miejsce na nocleg, że nas zatkało. Dzięki Manacie! Rozstawiamy namioty i idziemy do ogniska. 






Dziś barszcz ukraiński z ElTechowego kociołka, degustacja ManaTowych specjałów z wędzarni, a później śpiewy i nocne Polaków rozmowy w świetnej, wesołej atmosferze. Muszę tu wspomnieć, że uczciliśmy butelką szampana 50-ty spływ naszego kolegi Pointera. Jeszcze raz gratulacje Maro!!!





2 maj 2015

Zwyczajna poranna krzątanina, śniadanie, wspomnienia z wieczora, zwijanie obozowiska i wodowanie. 




Płyniemy dalej jeziorem Wielkim i kanałem na jezioro Dominickie. W kanale wody maleńko, do tego zastawka tak więc przenoska na brzeg jeziora Dominickiego. Tu przerwa na sklep, kąpiele! i luźne rozmowy. 












Jezioro Dominickie wzbudzało we mnie duże emocje, gdyż jest to duży akwen, a jak wiadomo takie wody potrafią się nieźle rozfalować. 




Dziś było w sam raz. Wiaterek dmuchał, ale umiarkowanie. Od czasu do czasu pokazywała się fajna większa falka. Tak czy siak płynę w nieco większym skupieniu. Na końcu jeziora mamy zorganizowaną przewózkę na kolejne jezioro - Brzeźne. Płyniemy do końca jeziora, wpływamy w mały kanalik i okazuje się on ślepą uliczką. Szybki telefon do ManaTa i okazuje się, że musimy zawrócić około kilometra do plaży. Krótkie oczekiwanie na transport wykorzystujemy z Pointerem na opływanie zielonej kanady. Nie wiem jak Markowi, ale mi nie podobało się kompletnie :P



Ładujemy kajaki na przyczepkę samochodową, a kanadyjki trafiają na przyczepę doczepioną do Ursusa. Część ekipy zabiera się razem z kanadyjkami na przyczepie Ursusa, część jedzie samochodem, część idzie pieszo beż bagażu, a Artur maszeruje z ElTechami i Szarą Sową na wózku do transportu łódek. 










Dotarliśmy nad jezioro Brzeźne i wodujemy się na plaży w ośrodku ZHP. Zanim jednak ruszymy na wodę czas na posiłek! 





Po krótkiej przerwie przepływamy jezioro Brzeźne, Lincjusz, następnie kanał i naszym oczom ukazuje się jezioro Miałkie. 












Jest to "jezioro" z kilku metrową warstwą mułu i kilku centymetrową warstwą wody. Grzęźniemy w mule jedni za drugimi. Miałem to szczęście, że ustawiłem się za ElTechami i to Oni przecierali szlak, a ja właściwie poruszałem się ich śladem dzięki czemu nie odczułem aż tak bardzo trudów pokonania "jeziora". Najgorzej miały mocno obciążone kanadyjki i jeden kajak dwójka. Na ratunek załogom ruszył Sharan i Artek. Odebrali część bagażu od obciążonych pływadeł i zostali okrzyknięci bohaterami spływu! :) Po większych lub mniejszych trudach wpływamy na jezioro Białe i dopływamy do miejsca naszego biwaku. Dziś cebulowa z kociołka. Humor tego wieczora mnie nieco opuścił wszak doczekać się nie mogłem "najazdu na tereny Manata", a tu trzeba już myśleć o powrocie :( Dość wcześnie poszedłem spać, by odpocząć przed jutrzejszą 400 km. podróżą. 




 










3 maj 2015

Pospałem do godz. 7:30. Kawa, śniadanko i chciał nie chciał trzeba zwijać obozowisko. 







Humor wisielczy. Pożegnanie. Najpierw na wodę schodzi "silna grupa Dęblińska", później Artur i dzieciaki ManaTa, później moja Warszawska ekipa i na końcu Pointer z Sikorem. ManaT ze swoją ekipą został jeszcze pobiwakować. Płyniemy leniwie jeziorem Breńskim, później najładniejszym chyba kanałem wpływamy na jezioro Trzytoniowe. Krótka rozmowa z Oktxx-em, który na koniec się jeszcze pojawił znikąd :) Żegnamy się z Pointerem i Sikorem, którzy po innej stronie jeziora mają samochód. My dopływamy na jezioro Wieleńskie, w miejsce z którego rozpoczęliśmy nasz wspaniały spływ. 









Pakowanie szpeju na samochód, szybki posiłek przed drogą, pływadła na dach i z żalem ruszamy w stronę domu. Po paru metrach Qbowy poprosił mnie, abyśmy się na chwilę zamienili za kierownicą, bo chciał zmienić karty w telefonie i ta chwila trwała aż do Ząbek :)





Wyjazd bardzo udany, wspaniała ekipa! Żadnych zgrzytów, tylko uśmiech i życzliwość. Miło było zobaczyć na żywo tych, z którymi pisze się na co dzień na forum. DO ZOBACZENIA!!!



P.S. Wielkie podziękowania dla MANATA za wysiłek włożony w organizację spływu!

Galeria zdjęć z Czołgiem:




























 
Fot: Sharan, Artur, ElTech-y, Pointer, Czołg.
 

2 komentarze:

  1. Ja CI kruca dam - nie podobało się w kanadzie :):):)
    Zobaczysz - przy najbliższej okazji okładać będę pagajem do odwołania tych kłamliwych oszczerstw w stosunku do mojej kanady :):):)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie przemyślę moją jutrzejszą obecność na FF-lu :) :) :)

      Usuń