Łączna liczba wyświetleń

środa, 12 listopada 2014

9.11.2014 Wilga - Rębków - Wilga - 14km.



W dn. 9 listopada zgadaliśmy się z Tedziem






















żeby popływać wykorzystując po wodniacku długi weekend. Wybór padł na niedawno eksplorowaną przez Tedzia i ElTechów rzekę Wilgę.

















Dołączył do nas Ryba

















wraz z żoną Anią





















i córką Olą.


















Rzeka to raj dla kajaków górskich. My z Tedziem się nieco pomęczyliśmy. Nasze pływadła są za długie na tego typu rzeczki, ale kto nie da rady jak my?


Początkowy odcinek bardzo spokojny i uroczy. Za chwilę pokazało się kilka zwalonych drzew, ale pokonujemy je bez problemu. Nie można się bardzo dekoncentrować ze względu na niezbyt wysoki stan wody. Co jakiś czas ocieram dnem, a to o wystający głaz, a to o pień drzewa.


Spływamy przez progi i niewielkie przy tym stanie wody bystrza.



















Humory dopisują. Ekipa jest wspaniała.

















Po niedługim czasie dopływamy do dość wysokiej skarpy
















i Ania ze Sławkiem żartują, że zjadą z niej w kajakach do wody. Zaczęło się żartami skończyło tym, że wciągnęli kajaki na skarpę i oboje z niej zjechali.






























Stało się jeszcze coś, czego bym się nie spodziewał. Mianowicie Tedzio stwierdził, że On też zjedzie i to na swoim pneumatyku. Oczy wyszły mi na wierzch, spytałem czy jest pewien decyzji....? Tedzio powędrował na górę,


















a ja oczyma wyobraźni widziałem rozerwane burty jego kajaka, wszak na skarpie nie był tylko sam piasek. Nic takiego strasznego się jednak nie stało i Ted po raz kolejny udowodnił do czego jest zdolny jego kajak.


Na dalszym odcinku pokazało się dość dużo zwalonych drzew. Skaczemy nad, przepływamy pod, a niektóre obnosimy.
































Na szczęście przenoski nie są uciążliwe, bo stan wody pozwala na wyjście z kajaka praktycznie w dowolnym miejscu. W głowie utkwiła mi szczególnie jedna przeszkoda w postaci brzozy zwalonej przez całą szerokość rzeki. Nie chciało mi się wychodzić żeby ją obnieść więc z ogromną pomocą Sławka pokonałem ją z kajaka, ale łatwo nie było.





















Kajak nie mieścił się między gałęziami, a gdy już wykombinowaliśmy ustawienie kajaka, musiałem wejść do niego cały i w ten sposób przepłynąłem pod drzewem. Całe szczęście, że nurt rzeki nie był silny i mogliśmy swobodnie kombinować przy zwałkach.













































Kiedy pokonaliśmy zwałki do końca trasy pozostał nam wyregulowany odcinek spokojnej wody do szybkiego płynięcia na którym wreszcie odetchnąłem od zwalonych drzew.


















Tedzio obiecywał, że na tych 14 km. da się zmęczyć i tak było. Nasz odcinek pokonaliśmy w 6 godz.. Po powrocie do domu usnąłem jak zmęczone dziecko w dwie i pół minuty.


















Tedzik dotrzymał słowa!

Wielkie dzięki za spływ. Aniu, Olu, Sławku - miło było Was poznać. Tedzik - dzięki za fantastyczny jak zwykle pomysł na spływ!



Fot. Ryba, Czołg.






 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz