Łączna liczba wyświetleń

środa, 30 sierpnia 2017

Joniec - Słupno 11-15.08.2017 - Wkra, Narew, Wisła - 114 km.

I znów Orzech! Pomysłodawca, organizator, logistyk i komandor spływu :)
Kiedy dostałem informację o tym spływie, co to ma się odbyć, to oczęta mi się zaświeciły. Kiedy usłyszałem kto będzie brał udział w spływie buźka mi się roześmiała. Nie ma co muszę tam być!
I tak...Sikor melduje się u mnie w piątek 11 sierpnia. Ładujemy mój szpej i kajak na Asterixa po czym udajemy się w ponad dwu godzinną podróż do Słupna, do Stanicy wodnej "FLIS". To miejsce naszej zbiórki i parking dla maszyn silnikowych.
Po nas zjawia się Orzech, a na końcu Predator z Qbowym.
Jak na zamówienie jest też kierowca z wypożyczalni kajakowej EL-DAW z Jońca, który ogarnia nam przejazd na miejsce startu. Sprawę załatwił oczywiście Orzech.






Droga zleciała nam szybko i w wyśmienitych humorach. 
Po przybyciu do ośrodka w Jońcu zastanawiamy się wspólnie czy szybko, na łapu capu pakować się w kajaki i odpływać szukając "dzikiego" miejsca na nocleg, czy zostajemy na noc w ośrodku i rano na spokojnie rozpoczynamy spływ. Kontakt z szefostwem ośrodka ułatwił nam podjęcie decyzji, ponieważ za rozbicie namiotów nie chcieli złamanego grosza. A więc zostajemy. Organizacja obozowiska, kolacyjka, kąpiel we Wkrze i dłuuuugi wieczór przy ognisku. 










Dawno się nie widzieliśmy, było co opowiadać więc...trochę czasu nam zeszło na nocnych polaków rozmowach. Rano wstać nie było łatwo, ale przecież przygoda czeka! To było motywujące.







Ogarnęliśmy się dość sprawnie i schodzimy na wodę. Pogoda na razie dopisuje.






I tak żegnamy się z Jońcem.




Wkra jest bardzo piękna i przede wszystkim czyściutka. Woda jest po prostu przeźroczysta. Super. Niestety, tego dnia mamy dość sporo przelotnych opadów, przed którymi chowamy się a to pod mostami, a to pod zwisającymi gałęziami. Bardzo nam to nie przeszkadza bo jest ciepło, ale przeszkadza np. w robieniu zdjęć.






Mam wrażenie, że Wkra to taka mini Pilica. Czuję się na niej wyśmienicie. Zdecydowanie nie nabijamy kilometrów, więc przerwa w opadach deszczu pozwala nam dobrze nasycić wzrok widokiem rzeki.







Niestety sielanka nie trwa dość długo i ponownie zaczyna padać.







Ten deszcz jest ostatnim opadem, który wystąpił do końca spływu. Dopływamy do miejsca które podoba nam się na nocleg.







I tak drugi dzień spotkania, a pierwszy dzień spływu dobiega końca. 
Bliskość lotniska w Modlinie zapewnia nam takie atrakcje. Nie jest to jednak Okęcie, więc ruch samolotów nie jest ani duży, ani uciążliwy.




Rano standard. Śniadanko, kawka, pakowanie i ruszamy na wodę. Dziś żegnamy się z Wkrą, a przywitamy Narew i Wisłę.




Początkowo mamy dylemat jak się ubrać do pływania. Jednym jest cieplej, innym chłodniej. 
Wkra przy ujściu do Narwi jest płytka i kilka razy pakujemy się na mielizny. 








I to by było na tyle Wkry. Z całą pewnością na nią wrócę. Być może w przyszłym roku...



Na Narwi skupiamy się na atrakcji jaką jest Twierdza Modlin, a tym czasem po cichutku dopływa do nas Agusia! :)





Jaki ten kajakarski światek jest mały :) Pogadaliśmy trochę z Agnieszką i żegnamy się, gdyż chcemy zrobić kilka  fotek spichlerzowi, a Agnieszka jest umówiona na pływanie gdzieś dalej.













Gdybyście kiedyś zwiedzali spichlerz uważajcie na spadające cegły. Tam raczej żartów nie ma. Nasza przerwa nie jest zbyt długa. Trzeba się dziś przywitać z królową polskich rzek. Teraz już kamizelka asekuracyjna na plecy, bo królowa różne oblicza potrafi zaprezentować, o czym już nie raz się przekonałem.








Na jednej z Wiślanych plaż robimy przerwę obiadową i spotykamy podróżników płynących do Gdańska. Imion niestety nie zapamiętałem. W każdym razie serdecznie pozdrawiam :)


W dniu dzisiejszym motaliśmy się trochę ze znalezieniem noclegu, ale jakoś udało się wszystkich zadowolić. Piękne wyspy,  musieliśmy zostawić z tyłu. Były rezerwatami i nie można na nich biwakować. Koniec końców wylądowaliśmy tu:















Bardzo urokliwe miejsce. 

Trzeci dzień spływu. Śniadanko lekkie bo mamy poważny plan na obiad. W Wyszogrodzie zaplanowaliśmy zjeść pizzę i to z dostawą na przystań! A co! Wypas! :)













I wspomniany  wyżej...




A więc słowo się rzekło. Pizza.
Skrót mojej rozmowy z panią przez telefon:
Cz.: Dzień dobry, poproszę pizzę z bekonem, pieczarkami i cebulką.
P.: Bez sera?
Cz.: Jak to bez sera!?
P.: No bo Pan nie mówi.
Cz.: Nie mówię, bo nie słyszałem o pizzie bez sera. Dobrze, w takim razie z bekonem, pieczarkami, cebulą i SEREM.
W oddali Predator: Czołgu! I z ciastem! :)
Nie wiem jak Wy, ale ja nie słyszałem o pizzie bez sera :)





Posileni, w upalnym słońcu ruszamy dalej, powoli szukając miejsca noclegowego.






A te dwa zdjęcia dedykuję tym osobom, które po moim powrocie do pracy pytały się, gdzie się tak opaliłem :)
A tu proszę Państwa, właśnie tu. W słońcu, w pocie czoła machając wiosłem :) 





Spływanie szło nam na tyle dobrze, że dość wcześnie zaczęliśmy szukać miejsca noclegowego, by jednak trochę km. zostało nam do pokonania kolejnego, ostatniego już dnia.
Miejsce ładne z dużą ilością opału. Trochę kamyków na gruncie, ale dało się znaleźć kawałek miejsca pod namiot.













Niebo było czyściutkie, więc gdy wszyscy ułożyli się w namiotach, ja jeszcze posiedziałem w ciszy patrząc w gwiazdy. Relaks.

Dzień ostatni.
Na ogół ostatniego dnia humory ekipę opuszczają, ale nie tym razem. No nie dało się. Brzuchy bolały ze śmiechu. Atmosfera spływu przez cały czas zachowana. Śmiech i relaks. Super.

Nieśpiesznie opuszczamy miejsce naszego biwaku i bez ciśnienia płyniemy. 

















Po drodze robimy jeszcze przerwę na jedzonko i szukamy odnogi w którą należy wpłynąć by trafić do przystani Flis. Odnoga była jednak dobrze oznakowana flagą.







Serdecznie dziękuję chłopaki za spływ. Było tak mega - fajnie, że nie mogę zapomnieć o tych kilku dniach.
Szczególne podziękowania dla Orzecha za załatwienie wszystkiego na wysokim poziomie. Dobra robota. 

Hasło spływu:
"Co było w Las Vegas - zostaje w Las Vegas"

W spływie udział wzięli:
Orzech, Sikor, Predator, Qbowy, Czołg.
Zdjęcia: Sikor, Orzech, Czołg. 
I do zobaczenia ...!



 



4 komentarze:

  1. Kawał trasy, gratuluje wytrwałości. Też lubię takie wycieczki, nawet mam swój kajak:) Na stronie https://gokajak.com/blog/porady/wyprawowy-kajak-laminat-czy-polietylen/ można znaleźć świetne porównanie kajaków.

    OdpowiedzUsuń
  2. Masa super zdjęć, widać że splyw się udał. Ja się powoli przygotowuje też do jednego większego. Kupuje nowy plecak wodoszczelny na kajak a i kilka innych rzeczy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Super wpis! Ja zawsze zazdrościłam ludziom, którzy podróżują i postanowiłam sama zacząć! W tym roku kupilismy worek na kajak i zaczęliśmy jeździć po Polsce. Byliśmy na wielu spływach kajakowych - było super! Za rok jedziemy za granicę :)

    OdpowiedzUsuń