Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 13 stycznia 2015

4.01.2015 - Stawiszyn - Białobrzegi - 8,5 km. (Pierzchnianka)



Po obejrzeniu Pierzchnianki z lądu nadszedł czas, aby zmierzyć się z nią z kajaka. Na starcie w Stawiszynie stawili się: Artur, 2 ElTechy, Wanna z Michałem, Ania z Rybą, Tedzio i ja.



















Sprzęt bardzo różny. Od typowo zwałkowych kajaków, po turystyki i jeden długi - morski.

Początek spływu dość łaskawy. Z małą ilością łatwych do pokonania zwałek.


























Wąsko, kręto i dość bystry nurt jak na taką rzeczkę.




























Po jakimś czasie dopływamy do leśnego odcinka Pierzchnianki. To co zobaczyłem przeszło moje najśmielsze oczekiwania.
































Drzewo na drzewie. Zwałkowcom w krótkich kajakach zaświeciły się oczy. Na to liczyli. Po dopłynięciu do zwałowiska drzew, postanowiłem ominąć przeszkody lądem. Bez fartucha nie było sensu tam się pchać. Tak więc wyruszyłem na leśny spacerek z kajakiem.
















Po chwili na drugim brzegu zobaczyłem Michała i Wannę, którzy ruszyli moim śladem. Nasze kajaki nie były przystosowane do zwałkowego szaleństwa. Po ominięciu tej masy zwalonych drzew schodzimy na wodę i spokojnie dopływamy do Suskiego Młynka na przerwę.



















Tu Artur zaserwował nam ognisko z pieczeniem kiełbasek i gorący rosołek na rozgrzewkę. Chwila odpoczynku przydała się wszystkim, ale czas ruszać dalej, bo nie wiadomo co nas jeszcze czeka po trasie.


















Tymczasem jak dla mnie odcinek po przerwie był fajniejszy.















Mieliśmy do spłynięcia kilka małych progów i fajnych niedużych bystrz. Michał, który płynął w kajaku po raz pierwszy, straciwszy czujność na zupełnie wolnym od przeszkód odcinku postanowił się kabinować, uderzając dziobem kajaka w brzeg.






















Twardy chłopak. Nie panikował. Przebranie, wylanie wody z kajaka i dalej w drogę. Będzie z niego niezły kajakarz. Byłem pełen podziwu jego utrzymania stabilności w niezbyt szerokim kajaku, na trudnej rzeczce. A spływ naprawdę nie był łatwy. Tym bardziej dla kogoś kto siedział pierwszy raz w kajaku.

Do pokonania został nam już prosty kawałek rzeczki płynącej w kanale między łąkami. Kończymy przy młynie w Białobrzegach.






























Spływ bardzo fajny, miejscami trudny lub niemożliwy do pokonania w dłuższym kajaku, bez odpowiedniego ubrania, szczególnie o tej porze roku. Fajnie było by tu wrócić latem ze zwałkowym kajakiem. Pomyślimy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz